Twarze Bez Dyskryminacji
Historia Amelii
Zwą mnie Amelia, lecz to nawet nie jest moje oryginalne imię, przez co nie czuję się z nim dobrze. Dowiedziałam się, że jestem adoptowana cztery lata temu podczas jednej kłótni z moimi rodzicami, w której ojciec wygarnął mi, że nawet nie jestem dla niego prawdziwą córką. Wtedy zrozumiałam, że już od dawna traktowali mnie zupełnie inaczej niż moją siostrę. Dotarło do mnie, że od wielu lat walczyłam o miłość, która nigdy nie była mi pisana. Długo tego nie rozumiałam, może nawet nie chciałam tego zrozumieć. Przez długi czas były znaki, sytuacje które to wszystko potwierdzały, a ja po prostu w jakiś sposób je omijałam, przez to wszystko mam do siebie żal za to, że nie widziałam tego wszystkiego wcześniej. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej i nie musiałabym przeżywać tego piekła, życia bez kochającej rodziny i bycia wykluczoną przez matkę i ojca.
Zawsze kiedy chciałam zaprosić znajomych lub gdy prosiłam rodziców o pieniądze na jakieś głupie spotkanie ze znajomymi, to od razu spotykałam się z odmową. Oczywiście mojej siostrze pozwalali na wszystko, po czym mówiła mi, że rodzice mnie nie kochają oraz mnie nawet nie chcą, oczywiście w tamtym momencie jej nie wierzyłam. Pamiętam jeszcze nasze prezenty urodzinowe, ona dostawała wymyślne prezenty, drogie ubrania, czy nawet wyjazdy za granicę z przyjaciółmi. A ja? Dostawałam jedynie niechętne życzenia pod koniec dnia i pogardliwy wzrok, gdy spytałam, czy mogę pojechać do innego miasta, spotkać się z przyjaciółką, którą znam od dawna. Wtedy myślałam, że powodem tego wszystkiego było to, że była ode mnie młodsza o 3 lata i przez to traktowali ją jak swoje oczko w głowie. Raz, po jednej ostrej wymianie zdań z siostrą, podczas której ją uderzyłam, za karę nie mogłam wyjść z domu ani korzystać z telefonu przez miesiąc, kompletnie mnie odcięli w ten sposób od życia. Nie pomagało też to, że mieszkaliśmy na wsi, przez co nawet nie miałam jak uciec od tego wszystkiego, co tylko pogłębiało moje narastające problemy. Jedynym momentem wytchnienia od tego obrzydliwego traktowania ze strony były wyjazdy, na które jechali we trójkę, nie pytając mnie nawet, czy chcę pojechać z nimi. Był to swego rodzaju plus, ponieważ miałam wtedy chwilę wytchnienia od tego wszystkiego. Z drugiej strony bolało mnie to, jak bardzo mnie ignorowali i odcinali od swojego „perfekcyjnego” życia. W ostatecznym rozrachunku to wszystko abstrakcyjnie mocno mnie wykańczało. Wtedy pojawił się mój plan wyprowadzki do stolicy, do najbliższej mi osoby – Natalii.
Po skończeniu technikum po prostu wyjechałam z domu do Warszawy, można to nawet nazwać swego rodzaju ucieczką od rodziny i problemów. Zamieszkałam tam z moją przyjaciółką, którą poznałam przypadkiem na jednym z komunikatorów. Początkowo miałam tam znaleźć pracę, ale ku mojemu zaskoczeniu dostałam się na studia, na które zawsze chciałam pójść. Pieniądze na wyjazd odkładałam już od wielu lat, zdarzało się, że inni członkowie rodziny dawali mi drobne kwoty pieniędzy, o czym nie mówiłam rodzicom. Przez to miałam łatwiejszy start i potencjalnie lepsze warunki do życia. To było kluczowe, bo gdyby nie te pieniądze, nie mogłabym pójść na te studia, a tak pracuje tylko w weekendy w sklepie osiedlowym. W znalezieniu tej pracy także pomogła mi ta przyjaciółka. Jestem w miejscu, w którym zawsze chciałam być, do tego nie muszę walczyć o miłość i uwagę bliskich dla mnie osób. Szczególnie dużo zawdzięczam tym, od których tak dużo nie oczekiwałam. Moi przyjaciele byli i dalej są wielkim wsparciem, za co jestem im ogromnie wdzięczna i też staram się o tym pamiętać. Z „rodzicami” nie utrzymuje już kontaktu, szczerze mówiąc, jest mi z tym nawet dobrze. Ostatecznie sądzę, że z każdej złej sytuacji da się wyjść. Każdy może być szczęśliwy przy odpowiedniej cierpliwości i walce.
Zwą mnie Amelia, lecz to nawet nie jest moje oryginalne imię, przez co nie czuję się z nim dobrze. Dowiedziałam się, że jestem adoptowana cztery lata temu podczas jednej kłótni z moimi rodzicami, w której ojciec wygarnął mi, że nawet nie jestem dla niego prawdziwą córką. Wtedy zrozumiałam, że już od dawna traktowali mnie zupełnie inaczej niż moją siostrę. Dotarło do mnie, że od wielu lat walczyłam o miłość, która nigdy nie była mi pisana. Długo tego nie rozumiałam, może nawet nie chciałam tego zrozumieć. Przez długi czas były znaki, sytuacje które to wszystko potwierdzały, a ja po prostu w jakiś sposób je omijałam, przez to wszystko mam do siebie żal za to, że nie widziałam tego wszystkiego wcześniej. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej i nie musiałabym przeżywać tego piekła, życia bez kochającej rodziny i bycia wykluczoną przez matkę i ojca.
Zawsze kiedy chciałam zaprosić znajomych lub gdy prosiłam rodziców o pieniądze na jakieś głupie spotkanie ze znajomymi, to od razu spotykałam się z odmową. Oczywiście mojej siostrze pozwalali na wszystko, po czym mówiła mi, że rodzice mnie nie kochają oraz mnie nawet nie chcą, oczywiście w tamtym momencie jej nie wierzyłam. Pamiętam jeszcze nasze prezenty urodzinowe, ona dostawała wymyślne prezenty, drogie ubrania, czy nawet wyjazdy za granicę z przyjaciółmi. A ja? Dostawałam jedynie niechętne życzenia pod koniec dnia i pogardliwy wzrok, gdy spytałam, czy mogę pojechać do innego miasta, spotkać się z przyjaciółką, którą znam od dawna. Wtedy myślałam, że powodem tego wszystkiego było to, że była ode mnie młodsza o 3 lata i przez to traktowali ją jak swoje oczko w głowie. Raz, po jednej ostrej wymianie zdań z siostrą, podczas której ją uderzyłam, za karę nie mogłam wyjść z domu ani korzystać z telefonu przez miesiąc, kompletnie mnie odcięli w ten sposób od życia. Nie pomagało też to, że mieszkaliśmy na wsi, przez co nawet nie miałam jak uciec od tego wszystkiego, co tylko pogłębiało moje narastające problemy. Jedynym momentem wytchnienia od tego obrzydliwego traktowania ze strony były wyjazdy, na które jechali we trójkę, nie pytając mnie nawet, czy chcę pojechać z nimi. Był to swego rodzaju plus, ponieważ miałam wtedy chwilę wytchnienia od tego wszystkiego. Z drugiej strony bolało mnie to, jak bardzo mnie ignorowali i odcinali od swojego „perfekcyjnego” życia. W ostatecznym rozrachunku to wszystko abstrakcyjnie mocno mnie wykańczało. Wtedy pojawił się mój plan wyprowadzki do stolicy, do najbliższej mi osoby – Natalii.
Po skończeniu technikum po prostu wyjechałam z domu do Warszawy, można to nawet nazwać swego rodzaju ucieczką od rodziny i problemów. Zamieszkałam tam z moją przyjaciółką, którą poznałam przypadkiem na jednym z komunikatorów. Początkowo miałam tam znaleźć pracę, ale ku mojemu zaskoczeniu dostałam się na studia, na które zawsze chciałam pójść. Pieniądze na wyjazd odkładałam już od wielu lat, zdarzało się, że inni członkowie rodziny dawali mi drobne kwoty pieniędzy, o czym nie mówiłam rodzicom. Przez to miałam łatwiejszy start i potencjalnie lepsze warunki do życia. To było kluczowe, bo gdyby nie te pieniądze, nie mogłabym pójść na te studia, a tak pracuje tylko w weekendy w sklepie osiedlowym. W znalezieniu tej pracy także pomogła mi ta przyjaciółka. Jestem w miejscu, w którym zawsze chciałam być, do tego nie muszę walczyć o miłość i uwagę bliskich dla mnie osób. Szczególnie dużo zawdzięczam tym, od których tak dużo nie oczekiwałam. Moi przyjaciele byli i dalej są wielkim wsparciem, za co jestem im ogromnie wdzięczna i też staram się o tym pamiętać. Z „rodzicami” nie utrzymuje już kontaktu, szczerze mówiąc, jest mi z tym nawet dobrze. Ostatecznie sądzę, że z każdej złej sytuacji da się wyjść. Każdy może być szczęśliwy przy odpowiedniej cierpliwości i walce.